HELIBOARDING NA KAMCZATCE


Chyba ka�demu snowboadzie�cie �ni� si� po nocach dziewicze stoki gdzie zak�ada pierwszy �lad. �nieg jest puszysty �wieci s�once jest ciep�o niby nie wiele. Jednak aby ten sen si� spe�ni� trzeba mie� du�o szcz�cia czyli by� o w�a�ciwej porze w w�a�ciwym miejscu albo zaplanowa� taka przygod�. Ja chcia�bym przybli�y� wam t� drug� opcj� czyli Heliboarding. Miejsc na �wiecie gdzie mo�na zrealizowa� t� wizje jest ca�kiem sporo Nowa Zelandia, Chile, Alaska, Kaukaz, Kamczatka, Kirgistan. Ze wzgl�du na bardziej przyst�pne cenny co nie oznacza tanio najlepiej wybra� w tym celu do Rosji. Wiosna tego roku na zako�czenie sezonu mia�em okazje sprawdzi� jak to wygl�da na Kamczatce.

Zaczn� mo�e od minus�w takiego wyjazdu na wsch�d.
1.Biurokracjia przy za�atwianiu wizy (wg mnie najlepiej powierzy� to jakiemu� profesjonalnemu organizatorwi)
2.Po��czenie lotnicze samoloty lataj� do Moskwy dwa razy dzienie ale na Kamczatke tylko raz dzienie wi�c nocleg w Moskwie jest nie unikniony co podra�a wyjazd.
3.Strach przed samolotami spod czerwonej gwiazdy. Wg mnie nie uzasadniona fobia i zasz�o��. Bo kto pierwszy wys�a� cz�owieka na orbit�. Na pewno nie amerykanie. Samoloty nie budz� mo�e zaufania ale nie s� to jakies stare graty. Tylko modele do kt�rych nie jeste�my przyczajeni.
4.Wycieczka raczej dla osob ustabilizowanych finasowo bo tanie oznacza jednak wydatek kilku tysi�cy z�otych.
5.Pogoda niestety nie ma gwarancji �e b�dzie odpowiednia i jedynym zabezpieczeniem jest wyd�u�enie pobytu.

Teraz plus kt�rych jest znacznie wiecej.
1.Jesli kiedy� my�la�e� o zjedzie na snowboadzie na pla�e nad ocean to jest to do zrobienia. Nawet wi�cej bo w programie jest te� zjazd do wn�trza czynnego wulkanu. Nie b�d� wspomina� o jedzie w s�o�cu i zak�adaniu �ladu bo po to tam jedziesz. Taki wy�szy standard.
2.Ludzie czyli ziomale s� S�owianami i nie ma �adnej bariery no mo�e taka, �e nie potrafimy tyle wypi�.
3.Kontakt z natura. Na Kamczatce w praktyce nie wyci�g�w do tego nie ma tez las�w iglastych a ludzie mieszkaja w dwuch miastach. Widok oceanu i dymi�cych w�lkanow pozostawiaj� nie zatarte wspomnienia. Przyczym nale�y wspomnie� �e w�lkan dymi codzienie inaczej co podnosi walory estetyczne przygl�daniu si� temu zjawisku.
4.Imprezy czyli afterparty. Du�y plus nie do��, �e na parkiecie mnogo fajnych lasek to do tego wszyscy si� bawi�. Wra�enia jak na bardzo zajwkowych imprezach na Helu.
5.Inne atrakcjie. Ciep�e �r�d�a i te prawdzie i te podrabiane kolo hotelu s� super wype�niaczem czasu. Naprawde mi�o mo�na si� zrelaksowa� popijaj�c piwko w pustym basenie w kt�rym woda ma z 40stopni. Istnieje tez mo�liwo�� wypo�yczenia skuter�w �nie�nych w rozs�dnej cennie lub wycieczki na psich zaprz�gach. Z obowi�zkowu trzeba r�wnie� zaliczyc jak�� restaruacjie z suszhi najlepiej japo�sk� (do japoni jest tylko jakies 3tys km). Istnieje jeszcze wiele innych atrakcji kt�rych nie zaznali�my ale to zale�y od kreatywno�ci ekipy.
6.Atmosfera przygody. Poniewa� wszystko jest znajome ale troch� inne ca�y czas towarzyszy mi�e poczucie odkrywcy.
7.Wizyta w Moskwie kto nie by� to zaliczy t� atrakcji�. Wizyta na placu czerwonym jest obowi�zkowa plus przejad�ka metrem. Zmienia si� �wiatopogl�d na nasza rzeczywisto��. Nawet je�eli mieszkasz w du�ym mie�cie po powrocie b�dziesz patrzy� na nie inaczej.
8.Bezpiecze�stwo. Na pewno Kamczatka jest stref� przygraniczn� nie ma tu problemow z przest�pczo�ci�. Caly czas czuwaja nad nami nasi Helibordingowi opiekunowie. Tak ze si� nie nudzimy ani w nocy ani wdzien.

Prolog.
Kilka s��w jak do tego wyjazdu dosz�o i dlaczego Kamczatka. Sam pomys� pad� pierwszy raz w samolocie, gdy w zesz�ym roku lecieli�my na Kaukaz. Spotkali�my wtedy g�rnik�w, kt�rzy jechali na wakacje do Mineralnych W�d, a normalnie pracuj� przez p� roku na Kamczatce. Opowiadali nam wtedy, jakie to pi�kne g�ry tam maj� i jak jest super. P�niej temat wraca� przy r�nych okazjach.

Dlaczego Kamczatka? Dlatego i� jest to jedno z dw�ch miejsc na �wiecie, gdzie si� je�dzi po aktywnych wulkanach (drugie to Nowa Zelandia). Dlatego i� zawsze chcia�em zjecha� z g�ry na pla��. Bo jest to miejsce niezwykle dzikie i nieska�one turystyk� i wyci�gami.

K�opoty. Poniewa� jest to do�� odleg�e miejsce, wi�c podr� trzeba dobrze zaplanowa�. Niestety szybko si� okaza�o, �e nocleg w Moskwie nas chyba nie ominie, ale z drugiej strony oczywi�cie to bardzo przyjemne miejsce. Wiza do Rosji to ci�g biurokratycznych papierk�w, a konsulaty rosyjskie s� tylko dwa (W-wa i Krak�w). Radz�, wi�c raczej skorzysta� z po�rednictwa jakiego� biura w tej kwestii, bo inaczej zajmie to wam co najmniej dwa tygodnie. Bilety lotnicze: tu nie mo�na za du�o kombinowa�, bo mo�e si� to s�abo sko�czy�. Nam np. najpierw zmieniono godzin� odlotu samolotu z Moskwy, a nast�pnie go anulowano. Wi�c nasza wycieczka trwa jeden dzie� kr�cej.
Koszty: no nie jest tanio, a nawet drogo. W ostatnim roku zdro�a�o paliwo lotnicze i prze�o�y�o si� to na ceny bilet�w lotniczych w Rosji i ceny lot�w Helikopterem - w sumie podwy�ka 30%. Por�wnuj�c jednak ceny takich imprez z Now� Zelandi� czy Chile lub Szwajcari�, to i tak jest tanio. Wiem, �e mo�e dla niekt�rych os�b mo�e to si� wydawa� dziwne; po co tyle wydawa� kasy, jecha� gdzie� na koniec �wiata, a tam �nieg na pla�y... C�, je�li jeste� prawdziwym snowboarderem - freeraiderem to b�dziesz wiedzia�, o co chodzi.

Dzie� 1
Podro� zaczynamy od kr�tkiego lotu (2h) do Moskwy. Mamy zwi�kszony limit baga�u do 30kg. Zegarki nam si� przesuwaj� o 2h do przodu. W Wawie by�o 15 stopni, w Moskwie 4 stopnie. Musimy nocowa�, bo dalsz� drog� b�dziemy kontynuowa� jutro. Nocujemy w Novotelu przy lotnisku na koszt Aerofolotu, bo anulowali nam samolot. Zaliczamy bardzo fajn� integracyjn� imprez�, przed�u�aj�c� si� do rana w hotelu - fajny klimat du�o stewardes i pilot�w, cho� niestety nikogo nie nam�wili�my na drinka. 

Dzie� 2 - zwany trzecim
Rano lekkie problemy z obudzeniem si� maja wszyscy. Na szcz�cie �niadanie nas nie omin�o. Po �niadaniu idziemy jeszcze dospa� chwil�. O 13 mamy autobus na lotnisko. W autobusie poznajemy Francuz�w, kt�rzy te� jad� na Kamczatk�. Na lotnisku spotykamy Gregoria, kt�ry jest przedstawicielem Heliboarding Russia. Zaczyna si� odprawa i ten ca�y cyrk z zawijaniem toreb w papier. My korzystamy tylko z zabezpieczenia suwak�w. W samolocie b�dzie 300 os�b, wiec odprawa si� przed�u�a. Jest 15.00; lecimy nieca�e 9h, ale przesuniemy zegarki 9h do przodu czyli minie noc i wyl�dujemy o 10.00 AM. Pr�bujemy si� przespa� w samolocie, ale nie wszystkim si� to udaje. L�dujemy - noc trwa�a 3h. Wita nas bezchmurne niemal niebo. Wychodz�c z samolotu jaki� kole� zabiera nam paszporty. Niby wiedzia�em, �e si� tak robi, ale troch� dziwne uczucie. Kole� bierze paszport i gdzie� znika. Kamczatka jest strefa przygraniczn�, do tego lotnisko jest raczej jak dworzec PKS. Przed lotniskiem spotykamy naszego przewodnika i wszystko gra. On dostaje nasze paszporty i on b�dzie nas meldowa�. Propozycja jest taka, �e trzeba korzysta� z pogody i zacz�� loty ju� dzisiaj jak najpr�dzej, bo pogoda mo�e si� nie utrzyma� przez ca�y tydzie�. Ne mamy nic przeciwko. Odwo�� nas do hotelu �eby�my si� przebrali. Jeste�my zakwaterowani w Hotelu Blue Lagina - oczywi�cie to nie moskiewski Novotel ale nie przyjechali�my tutaj, �eby siedzie� w pokojach. Jemy �niadanko po raz drugi tego dnia i wraz z trzema Esto�czykami ruszamy na lotnisko. Lotnisko znajduje si� za miastem. Miasto i ca�a okolica robi wra�enie jednego wielkiego PGR-u. Wsz�dzie jaki� taki nie�ad. Du�o dom�w jest opuszczonych lub w ruinie. Tu i �wdzie s� jakie� bloki. Ale za to w tle z ka�dej strony las i g�ry... to rekompensuje ten ba�agan. Po oczywi�cie dziurawych drogach przemykaj� z rzadka stare graty i jakie� wypasione terenowe samochody (wi�kszo�� z kierownic� po prawej stronie, bo st�d bli�ej do Japonii ni� do Europy). Docieramy na lotnisko; jaka� buda, ale na p�ycie stoi co najmniej 10 helikopter�w. Do��czaj� do nas jeszcze Rosjanie - 5 os�b, czyli w sumie b�dzie nas 13. Poznajemy przewodnik�w, cho� nie zapami�tuj� �adnego imienia. B�dzie ich trzech. Odbywa si� rutynowe szkolenie, czyli jak si� wsiada do helikoptera, jak dzia�a biper, jak si� zachowa� w sytuacji zagro�enia i takie tam... wa�ne sprawy. Wszystko dzieje si� w po�piechu, bo nadci�gaj� chmury. Pierwszy zjazd niby z malej g�rki, jakie� 1200m, ale ko�czy si� do�� m�cz�cym trawersem. Ch�opaki chc� zobaczy� jak je�dzimy, �eby dobra� trasy do naszych umiej�tno�ci. My oczywi�cie deklarujemy, �e jeste�my expertami, co generalnie nie odbiega od rzeczywisto�ci, ale jako� nam nie wierz�. Nast�pna trasa ju� z 1400m, �nieg wy�ej jest du�o fajniejszy no i widok te� robi si� ciekawy - do oceanu brakuje nam kilku kilometr�w. W tle dwa dymi�ce wulkany - widok zapiera dech w piersiach. Trzecia trasa: lecimy jeszcze wy�ej - 1700m. Tu niespodzianka w postaci p�at�w przewianego �niegu... troch� jak na lodowcu. Niezbyt milo si� po tym jedzie. Czwarta trasa to ju� totalny odlot lecimy na 2100m i startujemy ze szczytu. Popadamy w lekka euforie. Na g�rze troch� wieje. Wiatr, kt�ry jest strasznie przenikliwy, ale to co nas otacza dooko�a zapiera kolejny raz dech w piersiach. Co si� stanie jak cz�owiek si� przyzwyczai do takich warunk�w? Ruszamy. Przewodnicy nie s� w og�le podekscytowani, wr�cz odwrotnie, bo b�dziemy jecha� �lebem, w kt�rym �nieg jest niezwi�zany i �atwo o lawin�. Ruszamy pojedynczo; najpierw zje�d�a �lebem przewodnik i przez motorolk� daje zna�, ze mo�emy rusza� pojedynczo. �leb nie jest ani jako� super stromy, ani super w�ski, ale rzeczywi�cie nawali�o tu kup� �niegu i wszystko si� obsuwa... bajka. Dalej te� by�o ciekawie - �nieg by� idealnym puchem, w kt�rym si� p�ywa�o; za ka�dym skr�tem zostawa� z tylu du�y ob�ok. Po drodze zjechali�my w chmur� i zrobi�o si� nie ciekawie, ale szybko j� przejechali�my. Na ko�cu, gdy jechali�my w cieniu g�ry nie by�o wida� wzniesie�, bo wszystko si� miesza�o. To by� najlepszy zjazd dnia. Nie wiem jak d�ugo jechali�my, ale wg mnie z 8 km. Za ka�dym razem zje�d�amy praktycznie na poziom morza, wiec r�nica wysoko�ci te� by�a imponuj�ca, bo jakie� 2000m (nast�pnym razem wezm� od kogo� GPS to b�dzie wiadomo, co i jak). Nast�puje przerwa. Nawet przewodnicy s� jako� podekscytowani tym zjazdem; czujemy si� wyj�tkowo, jak jacy� wybra�cy. Robimy ma�y piknik: ser, w�dlina, herbatka zagryziona marsem. Ostatnia trasa mo�e nie by�a nadzwyczajna, ale pojecha�em za przewodnikiem i zaliczy�em dwa niez�e loty ze ska� po 10 m ka�dy. Jeden z niez�� gleb�, bo nie wiedzia�em, gdzie spadn�. Lecimy do kwatery g��wnej. Padamy ze zm�czenia i przede wszystkim z braku snu. W Polsce dochodzi w�a�nie 5 rano. Przycinam komara jak wi�kszo��. P�niej to samo robi� w busie. Ledwo trzymam si� na nogach. Ale gdy docieramy do hotelu og�aszam wymarsz na basen do ciep�ych �r�de� 100m, od naszego hotelu. Wst�p mamy for free. Na basenie wskakujemy do jacuzzi; woda ma 45 stopni - straszna zupa, ale tego nam by�o trzeba. W oko�o troch� Rosjan w r�nym wieku, ale wi�kszo�� to m�odzi ludzie. Zastanawiamy si�, co oni tu robi� na tym zes�aniu. Ale nie mamy ch�ci w tym momencie na nowe znajomo�ci. S�o�ce chowa si� za g�r� - robi si� nie przyjemnie. Pora do sauny i na obiadokolacje. Nie musze nikomu t�umaczy� ile czasu zasypiali�my, gdy dotarli�my do ��ek. By�a 21.

Dzie� 4
W nocy r�nica czasu da�a si� we znaki ja wsta�em o 4 i ju� nie usn��em. Na �niadanko podali……. mielonego (o 8.30 rano). Przed 10 w autobus i na lotnisko, bo pogoda si� nie zmieni�a. Na lotnisku lekka zmiana sk�adu; dzisiaj s� inni Rosjanie. Lecimy dzisiaj w przeciwn� stron� i b�dziemy lata� w rejonie najwy�szego wulkanu. Pierwszy zjazd z 2100 na 900m. Na g�rze s� p�aty totalnie zmro�onego �niegu, ale wi�kszo�� to puch - trzeba patrze�, gdzie si� jedzie. B�yskawicznie nabiera si� pr�dko�ci, kt�rej si� nie czuje, a p�niej przy upadku na twardym lodzie to nic przyjemnego. Ten zjazd to totalny freeride: s� dwie mo�liwo�ci zjazdu: ja jad� za Andriejem do �lebu w lewo; jest w�ski i stromy, ale �niegu ogromna ilo��. Uda�o mi si� zjecha� bez zatrzymania. Normalnie, gdy poginam na kraw�dzi, czasami szczeg�lnie, gdy nie jestem rozgrzany bol� mnie nogi, ale w puchu nie ma z tym problemu. Nast�pna trasa z 2360m r�wnie� na 900m, tyle �e z drugiej strony g�ry. Pojawiaj� si� chmury, ale jeste�my ponad nimi i s� jeszcze daleko. W oddali dymi� dwa wulkany. Ta trasa mia�a bardzo ostry pocz�tek i r�wnie� dwie wersje na pocz�tku: trudna i �atwa. Fajnie, �e mo�na wybra�. Troch� si� zagapi�em i nie pojecha�em za Maximem, kt�ry skoczy� z 5 metrowej ska�y... c� nast�pnym razem b�d� uwa�niejszy. Ale trudno si� oderwa� od samodzielnego zak�adania �ladu. S� odcinki, �e je�dzimy pojedynczo dla bezpiecze�stwa wtedy trzeba podnosi� r�k� i jak na skoczni jecha�... wtedy, to ty jedziesz i przed Tob� tylko jeden �lad. Chyba mam z tym ju� obsesje. Jak si� p�niej okaza�o, to by� tego dnia najd�u�szy zjazd. Pogoda si� pogarsza; chmur jest coraz wi�cej i nie b�dziemy dzisiaj zje�d�a� z aktywnego wulkanu, tak jak by�o w planach. Andriej jeszcze nam obiecuje, �e zjedziemy z 3000 na pocieszenie, ale zaczynam w to w�tpi�. Lecimy na inn� g�r�, na 2000m. Na g�rze, jak na lotnisku, a to po prostu jest nieaktywny wulkan. Takie ma�e boisko do pi�ki no�nej. Ale gdy podchodzimy do kraw�dzi to sobie przypominamy, �e jednak jeste�my na szczycie. To bardzo dziwny, taki szczyt, kt�ry jak tort kto� obci�� na g�rze. Pocz�tek jedziemy bardzo ostro�nie, a p�niej to ju� znowu dowolno��. Robi� si� niemal wy�cigi, kto pierwszy do helikoptera. Nast�pna trasa zaczyna si� z 1900m, ale jest strasznie d�uga i ko�czy si� na 800m. Pocz�tek by� nieciekawy, bo by�o ma�o puchu - jakie� 30cm, a pod spodem wywiane formacje �nie�ne i nie mo�na by�o si� rozlu�ni�. P�niej by� niesamowicie d�ugi trawers, ale z lekkim spadkiem, wreszcie �lebik bardzo stromy, ale niestety te� troch� zmro�ony i wywiany. A p�niej to ju� lekki spadek, ale strasznie szeroko i tak a� do helikoptera. Rejon, w kt�rym je�dzimy jest bez drzew tak jak i wi�kszo�� tych g�r - w ko�cu te wulkany s� aktywne. Na dole czasami widzimy troch� kosodrzewiny, ale to rzadko. Pogoda ci�gle si� pogarsza. Poganiaj� nas, bo chc� wykona� norm� 5 zjazd�w. Lecimy na 2200 i znowu zjazd na 800m. Zmieniamy stron� stoku na po�udniow� i zawietrzn�. I puchu to tu jest niemal za du�o. Ale poniewa� �wieci tu mocne s�o�ce, puch jest troch� za ci�ki. Jak si� jedzie to deska wydaje taki dziwny d�wi�k, jak na harmonijce. Na stromych odcinkach wznieca si� takie tumany �niegu, �e chwilami nie widzi si�, gdzie si� jedzie. Raz podjecha�em do Krzy�ka, to dosta�em tak� fang� �niegu w twarz i poczu�em si�, jak by mnie kto� uderzy�. Min�o 5 zjazd�w; jest ju� po 15.00. Ale ten czas leci. Mamy przerw� z piknikiem i Rosjanie wyci�gaj� termosy z herbat�, s�odycze, owoce, ser i w�dlin�. Ca�kiem przyjemnie. Po 30 minutach pakuj� nas i o�wiadczaj�, �e plan wykonany, ale mo�emy jecha� jeszcze raz. Nie kapuj� czy b�d� mia� dop�aca� z tego tytu�u, ale to nie wa�ne - na g�r�. Powtarzamy t� tras�, co rano pierwszy raz, tylko w troszk� innej wersji, wiec wiem gdzie jedziemy i gdzie s� fajne nawisy �niegu, z kt�rych mo�na skoczy�. Oddaje dwa skoki jeden zwalony, bo za bardzo mnie wbi�o w �nieg. Znowu zje�d�am na raz i nie chc�cy wyprzedzi�em przewodnika - dostaje opieprz. S�usznie zreszt� troch�; za du�o w tym euforii trzeba wraca� na ziemie i przestrzega� zasad bezpiecze�stwa. W helikopterze przychodzi zm�czka i odzywa si� nie przespana noc. Prawie przysypiam. Na lotnisku przewodnicy m�wi�, �e nie b�dzie prawdopodobnie pogody jutro, bo nadchodzi ni�, ale istnieje szansa, �e b�dzie zbli�a� si� wolniej i wtedy spr�bujemy lata�. Wracaj�c wbijamy si� do spo�ywczaka. Zakupujemy alkohol, cho� musz� przyzna�, �e nasz zakup jest skromny; Esto�czycy kupuj� po butelce na g�ow�. A my chyba znowu jeste�my zbyt zm�czeni na imprez�. Wieczorem tradycyjnie basen, tym razem nie by�o prawie ludzi, bo to poniedzia�ek, wiec s� w pracy (wiem ju�, �e wi�kszo�� to �o�nierze, lotnicy i podwodniacy; s� te� rybacy i hoduj�cy tu byd�o pas�ce si� na �niegu). Na kolacji podali nam zapiekanego homara z serem. Na prawd� bardzo dobre. Nasi przyjaciele Esto�czycy chc� si� integrowa�; zamawiaj� flaszk�, leja po 100ml - wymi�kamy. Sen przychodzi w 5 s; zm�czenie g�r� - to chyba przez ten basen.

Dzie� 5
Rano okazuje si�, �e pogoda jest �askawa, �adnej chmury. Po �niadaniu ruszamy wiec na lotnisko. Zatrzymujemy si� na bazarze, bo Esto�czycy chc� kupi� kawior, ale zakupy si� nie powiod�y. Na lotnisku s� nowe twarze. Przylecieli dzisiaj Rosjanie - jest ich 4, czyli w sumie do latania jest 22 osoby; troch� du�o, do tego leci z nami ekipa TV; ciasno strasznie. W programie dzisiaj aktywny wulkan. Lecimy dosy� daleko, przelatujemy nad dymi�cym kraterem, ch�opaki m�wi�, ze b�dziemy tam zje�d�a�. Przygl�dam si� i nie widz�, gdzie, ale to teraz nie wa�ne. L�dujemy u st�p g�ry. Dzielimy si� na dwie grupy i po�owa leci teraz po�owa czeka. Czekamy na drug� cze�� ekipy. Z daleka widzimy jak to wygl�da. Nadlatuje helikopter, zawisa nad g�r� i wyskakuj� ch�opaki jeden za drugim, jak na desancie. Helikopter chwil� wisi i powoli si� podnosi, robi nawrotk� i odlatuje na d�. Wzbijaj� si� tumany �niegu. Na g�rze niesamowity widok. Z ty�u morze, z przodu trzy wulkany, a do tego spogl�damy na d� do dymi�cego krateru. Czu� zapach siarki. Jeste�my na wysoko�ci 2100m. Zaczynamy zje�d�a�, ale �nieg jest przewiany i zmro�ony; nie jedzie si� zbyt fajnie. Od czasu do czasu wje�d�amy na p�aty �wie�ego �niegu, ale to nie puch. Trasa nie jest w sumie powalaj�ca z n�g - taki sobie zjazd. Nast�pny lot ju� bez podzia�u na grupy - lecimy na sam szczyt 2360m, ale zjazd w tym samym stylu. Po grudach i przewianym �niegu. Zjazd jest naprawd� d�ugi i nie wiadomo czy jecha� wolno czy lecie� na maxa w d�. Ochrzcili�my ten zjazd boardercrossowym. Pod koniec nawet mi si� podoba�o, ale to w momencie, gdy jechali�my mi�dzy ma�ymi krzaczkami. Znowu na g�r� tam gdzie za pierwszym razem. Teraz by�o troch� lepiej, bo le�a�o wi�cej �wie�ego �niegu. Czwarty zjazd wreszcie do krateru. Najpierw trawersem po grzebiecie g�ry. Wszyscy s� podekscytowani; przed nami kraw�d�, za ni� ostry spadek i ca�a masa nawianego �niegu zje�d�amy p�nocn� �cian�. Jest wreszcie masa prawdziwego puchu. Szeroko, spadek, ci�gle pod tym samym k�tem. Na dole jest jakby drugi krater, a obok jezioro. Podchodzimy do tego w�a�ciwego. Ze �rodka wydobywa si� para, kt�ra si� skrapla i tworzy r�norodne, siarkowe formy. W �rodku ziemia jest ciep�a, cho� raczej jest to popi�. Ostatnia erupcja mia�a miejsce w marcu 2000r i wtedy z jeziora woda wyparowa�a. Teraz to tylko bardzo g��boka dziura. Ale ju� teraz z powrotem na brzegu tworzy si� lodowiec. Widok ten znany jest chyba, ka�demu kto by� na jakim� lodowcu. Spod �niegu wydobywa si� zielonkowaty l�d. Jeden z przewodnik�w by� w pobli�u krateru po erupcji i opowiada� jak to si� wszystko zmieni�o, Jak wygl�daj� bomby wulkaniczne. Podobno ca�y teren by� podziurawiony jak ser szwajcarski. To musia� by� widok. Ale to, co widzimy teraz te� jest niesamowite. Ruszamy dalej po zewn�trznej �cianie w�a�ciwego krateru na d�. Po drodze doje�d�amy do miejsca, gdzie jest mn�stwo ma�ych gejzer�w. Dalej jedziemy trawersem jeszcze z kilometr i doje�d�amy do helikoptera. Robimy przerw� na tradycyjny piknik. Dopytuje si� czy b�dziemy zje�d�a� dzisiaj jeszcze do morza, bo zosta� nam jeden zjazd, a do oceanu mamy tylko 2km. Odpowied� jest twierdz�ca. Nie mog� si� doczeka�. Wreszcie lecimy. Najpierw ko�ujemy nad pla��; domy�lam si�, �e to ta, na kt�ra zjedziemy. Z g�ry wygl�da imponuj�co. L�dujemy na g�rze dok�adnie nad woda - wysoko�� 860m. Kr�tka sesja zdj�ciowa i na d�. Ku mojemu zaskoczeniu by�o to chyba jedyne miejsce gdzie zagro�enie lawinowe by�o tak du�e. Zreszt� nasza grupa przyczynia si� do spuszczenia lawiny. Nie by�o to mo�e zbyt spektakularne, ale �nieg by� nies�ychanie ci�ki. Trasa wiod�a w�r�d drzew i krzak�w. �nieg jest mokry, ale poniewa� nie by� poci�ty �adnymi �ladami jecha�o si� bardzo przyjemnie. Ko�c�wka to lekki trawersik. Wjazd na pla�� by� momentem niemal wzruszaj�cym. Zatrzymanie i kto pierwszy dotknie oceanu i zanurzy snowboard. Pla�a by�a kamienista z g�adkich, wulkanicznych, czarnych kamieni. Woda mia�a 4 stopnie, ale znalaz� si� mors, kt�ry wskoczy� do wody. Pe�en respekt. My zadowolili�my si� kolejn� sesj� zdj�ciow� i kr�tkim polegiwaniem na ciep�ych kamieniach. Zjazd na pla�e to by�o moje marzenie, kt�re si� spe�ni�o. Wymy�li�em je dawno i zawsze uwa�a�em, �e to nie z�y pomys�, tylko tak jako� nic nie robi�em w kierunku realizacji mojego najwi�kszego marzenia. No ale, wreszcie sta�o si� - fantastycznie. Ten dzie� pod wzgl�dem jazdy nie by� najlepszy, ale za to wra�enia estetyczne i doznania by�y ogromne. Taka turystyka krajoznawcza. Po powrocie do hotelu nie mamy si�y nawet na �wi�towanie. Pospali�my si� jak dzieci.

Dzie� 6
Jednak prognoza pogody si� sprawdzi�a - nie ma pogody. Przyszed� ni�, cho� ch�opaki nazywali go szumnie cyklonem. W zasadzie to nie zmartwi�o nas to byli�my ju� troch� zm�czeni. No i kas� mamy w zasadzie ju� z tylko na jeden dzie� latania. Opr�cz heliboardingu mamy zorganizowanych kilka atrakcji. Najpierw jedziemy na wycieczk� do ciep�ych �r�de�, potem obiad w Pietropavlovsku i imprez�. Zacz�li�my od zakup�w na bazarze. Bazary - jakie s�, ka�dy wie. Wra�enie zrobi�y na mnie tylko stoiska z rybami. Suszone, obci�te g�owy na wag�. Jakie� skorupiaki i kraby nie jest to codzienny widok. Wpadamy jeszcze do spo�ywczaka po napoje alkoholowe i ruszmy do tych �r�de�. Widok nie odbiega od rosyjskich standard�w, czyli drewniany domek obok jeziorka i babuszka w chusteczce sprzedaj�ca bilety. Za budynkiem tradycyjne wyg�dki. Musz� jednak przyzna�, �e by�o relaksuj�co. Woda by�a bardzo ciep�a mia�a zapach siarki. Do tego zimne piwko i jest ok. Mieli�my te� sesj� w zimnym jeziorku. W mie�cie organizatorzy zabrali nas do japo�skiej restauracji. Zamawiamy oczywi�cie suszi i kraby. Zabawa rozkr�ci�a si� na dobre. Po godzinie jeste�my ju� zintegrowani z Rosjanami, kt�rzy do��czyli do nas wczoraj, z naszymi przewodnikami, z Esto�czykami, ze Stefanem z Austrii oraz z ch�opakami z Uralu. Po kolacji ruszamy na kr�gielni�, gdzie bijemy rekordy w nie trafianiu w kr�gle. A na koniec uderzamy do dyskoteki, w kt�rej bawimy si� do rana. Rosjanki s� bardzo rozmowne, drinki w barze umilaj� czas, muzyka przeplatana rosyjskim hip-hopem. Tak si� sko�czy� rest day.

Dzie� 7
Relax day. Wiatr i �nieg, prawie jak na Antarktydzie. Dopiero pod wiecz�r pogoda dochodzi do siebie. Mniej wi�cej tak jak i my po wczorajszej imprezie w Sportbarze.

Dzie� 8
Za chmur wychodzi s�once i rodzi si� nadzieja na latanie. O 11 ruszamy na lotnisko. Niestety silny wiatr krzy�uje wszystkie plany. Czekamy jeszcze 2 godziny na popraw� pogody, ale na pr�no. Ruszamy na miasto na bazar, bo �otysze chc� kupi� kawior. Krzychu te� si� daje skusi� na zakupy. Potem dzie� toczy si� jak zwykle, czyli obiad zakrapiany w�dk�, basen znowu kolacja, w�deczka i do ��eczka. Ten basen chyba tak dzia�a, bo przecie� nic wielkiego nie robili�my. No mo�e te� alkohol... Tego wieczoru nasz kolega z Austrii nie wr�ci� z miasta, bo nie m�g� si� wys�owi� gdzie mieszka.. (zgadnijcie dlaczego J)

Dzie� 9
Rano budzi nas Maxsim i si� �egna. Ch�opaki z Moskwy lec� do domu, bo prognoza na najbli�sze dni jest z�a; wr�c� tu sobie za tydzie�. Przytomniejmy i widzimy, �e lot�w nie b�dzie. Pada g�sty �nieg. Troch� rozczarowani idziemy na �niadanie. Organizujemy sobie czas. Jedziemy poje�dzi� na psich zaprz�gach i poci�ga� si� na snowboardzie za skuterami. Do tego ostatniego nie wszyscy s� przekonani. Dostajemy dwa psie zaprz�gi po 7 ps�w ka�dy i w dwa eskortuj�ce skutery ruszamy w tras�. P�tla ma d�ugo�� ok. 25 km. Jazda za skuterem na desce to w sumie nic nowego, bo tak samo jest jak za samochodem. Nie mniej jest to ca�kiem zabawne. Natomiast jazda psim zaprz�giem to by�o fantastyczne doznanie. Niby nie jedzie si� bardzo szybko, ale trzeba balansowa� cia�em wydawa� komendy. Gdy robi si� troch� bardziej kr�ta droga, nie jest to takie �atwe. Ja wywr�ci�em si� dwa razy. Raz na zakr�cie psy skr�ci�y, a ja pojecha�em prosto. Drugi raz jad�c z g�rki troch� nieudolnie hamowa�em i te� gleba. Nast�pnie udali�my si� na basen. Po relaksie w wodzie zacz�li�my �wi�towa� urodziny Krzy�ka. P�niej um�wieni byli�my na po�egnaln� kolacj�. Krzysztof mia� od�piewa� sto lat po francusku, rosyjsku (w paru wersjach) i polsku. Do jedzenia podawano r�ne zielska, duszone na wiele sposob�w, czyli to, co daje natura Kamczatce. Oczywi�cie nie oby�o si� bez w�deczki zalewanej specjalnym wywarem na wzmocnienie organizmu. Do tego trzeba doda� rosyjskiego brodatego grajka i ju� si� ma pe�en obraz sytuacji. Ta imprez to by�o swego rodzaju po�egnanie, bo stawili si� wszyscy przewodnicy i by�y wszystkie, osoby, kt�re w tym czasie lata�y na heliboarding. Tak mi�o rozpocz�ty wiecz�r, nie m�g� si� tak po prostu sko�czy�. Co prawda ka�dy z nas wybra� inna opcj�. Ja ruszy�em z Krzysztofem w miasto do Sport Baru. Co tam si� dzia�o trudno opisa� w kilku s�owach. Generalnie by�o bardzo weso�o i b�d� wspomina� t� imprez� z �ezk� w oku jeszcze przez wiele dni. Bar opu�cili�my o 6.30; zgarn�li�my jeszcze Stefana, kt�ry mia� ju� niemi�e do�wiadczenia w powrocie do hotelu (kt�rego� wieczoru po prostu nie umia� powiedzie� taks�wkarzowi gdzie mieszka). Po godzinie zas�u�onego snu, rzeczywisto�� okaza�a si� brutalna, cho� trzeba przyzna�, �e humory ci�gle dopisywa�y. Pora rusza� na lotnisko. Samolot odlatuje o 11.00.

Dzie� 10, czyli doba ma 31h
Na lotnisko przyje�d�a jeszcze Sasha, kt�ry by� naszym przewodnikiem i �egna si� z nami osobi�cie. Jak to powiedzia� zapewne nie na d�ugo. Odprawa w ��wim tempie ci�gn�a si� w niesko�czono��. Start by� zaskakuj�co g�adki jak na samoloty produkcji rosyjskiej, a na pok�adzie wszyscy si� pospali. Lot min�� szybko, cho� to a� 9h. W Moskwie turystyczny standard, czyli wyprawa na Plac Czerwony. �wieci s�o�ce, ale jest tylko 5 stopni. W��czymy si� tu i tam; jest niedziela i cala masa ludzi. Wypijamy szampana przed Kremlem �wi�tuj�c wci�� urodziny Krzysia. Zagl�damy na Arbat. Czas min�� szybko, jak to bywa w takich sytuacjach i w po�piechu musieli�my wraca� na lotnisko. Meldujemy si� na pok�adzie samolotu jako ostatni. Do Warszawy tylko nieca�e 2 godziny. Jeste�my ju� wyko�czeni, szczeg�lnie, �e czas stoi w miejscu (starujemy o 21, a w Warszawie l�dujemy tez o 21.00) Po 25 h podr�y jeste�my w domu. Niby nie tak d�uga to by�a podr�, ale to druga nieprzespana noc... DOBRZE BY� JU� W DOMU!

Epilog
Kamczatka pod wzgl�dem infrastruktury i ludzi tam mieszkaj�cych nie jest specjalnie egzotyczna. Niew�tpliwie jednak by�a to najwspanialsza moja wyprawa snowboardowa. Por�wnuj�c to z Kaukazem, gdzie te� lata�em na heliboarding, uwa�am ze Kamczatka jest du�o ciekawsza. Oczywi�cie wyprawa nie jest tania, ale to ci�gle du�o mniej kasy, ni� na Alasce, w Nowej Zelandii czy w Chile. Wydaje mi si� te�, �e doznanie, jakie dostarcza wizyta na Kamczatce s� bezcenne i unikalne. To naprawd� super uczucie je�d�enie w�r�d dymi�cych wulkan�w i w pobli�u Oceanu. Przed wyjazdem s�ysza�em obawy r�nych os�b, co do bezpiecze�stwa przelotu. Samolotami, kt�rymi lecieli�my wzbudza�y zaufanie, wi�c je�li kto� boi si� lata�, to, po co, chcia�by lata� helikopterem (du�o gorzej wg mnie wygl�daj� czartery do Egiptu). 
Po ka�dym takim wyje�dzie pada pytanie gdzie nast�pna wyprawa. Ja ju� dzisiaj wiem, �e b�dzie to Iran oraz Whistler w Kanadzie.

Piotr MIMI Szl�zak 
info@snowandsurf.pl 

 >>> powr�t do strony g��wnej

 

DK MEDIA 2004