UJARZMI� JUKON
Znajduj� si� na wysoko�ci wyspy Bove, kt�ra jest naturaln� granic� pomi�dzy
jeziorami Tagish a Wietrznym. Szkwa�, kt�ry przyszed� od jeziora Wietrznego, rozko�ysa� dzikie
wody. Z minuty na minut� powstaj� coraz wi�ksze fale. Usta-wiam si� dziobem do du�ej
za�amuj�cej si� grzywy. Do pontonu i tak wlewa si� lodowata woda. Ca�y jestem mokry, r�ce
zgrabia�e. Oringi krwawi� czarn� farb�. Panicznie macham wios�ami. Dulki s� na granicy
p�kni�cia. Pr�buj� przybli�y� si� do brzegu. Fale przesuwaj� moj� �upin� w stron� ostrych
kamieni. Wskakuj� do wody. Ci�gn� ��dk� - aby dalej od ostrych g�az�w. Widz� jak doros�e
karibu, pomimo du�ej fali, spokojnie przep�ywa na drug� stron� jeziora. Surowa przyroda daje
szanse ludziom silnym, twardym i niez�omnym. Bezludne rejony wprowadzaj� mnie w stan zachwytu.
Dzikie kaczki wznosz� si� do lotu. Tajga wraz z o�nie�onymi szczytami i wyj�cym wiatrem
pr�buje mnie przerazi�. Odci�gn�� od projektu przep�yni�cia kompleksu jezior wraz z ca��
d�ugo�ci� rzeki Jukon, kt�ra wije si� przez p�nocn� Kanad� i ca�� Alask� a� do Morza
Beringa.
Wp�ywam na jezioro Marsh, kt�re powierzchni� zbli�one jest do Mamr. Wiatr ucich�. Niebo
bezchmurne. Promienie s�o�ca nagrzewaj� ponton. P�yn� pi�� metr�w od prawego brzegu. Nad g�ow�
szybuje orze� bielik. Wios�a rytmicznie uderzaj� w tafl� wody. Na brzegu le�y jeszcze �nieg.
Jezioro Marsh uwolni�o si� od lodu zaledwie par� dni temu. Z Marsh wyp�ywa Jukon. W g�rnym
biegu nie jest rzek�, ale kompleksem wodnym, w sk�ad kt�rego wchodzi wiele jezior.
Gdzie jest ponton?
Od paru godzin intensywnie pada. Na dachu namiotu zgromadzi�o si� kilka litr�w wody. �cianki
zaczynaj� przecieka�. �piw�r robi si� wilgotny, puch si� zbryla, przestaje grza�. Nad ranem
robi si� potwornie zimno. Wychodz� sprawdzi� sw�j ponton. Przecieram oczy z przera�enia. Gdzie
jest moja ��d�? Zamieram. Wskakuj� do rzeki, rozgl�dam si� po brzegach. Widz� jak rzeka niesie
olbrzymie drzewa. Silny pr�d Jukonu zabra� mi ponton. Na szcz�cie ca�y ekwipunek le�y w
bezpiecznej odleg�o�ci od rzeki. Pr�buj� po��czy� si� z policj� przez telefon satelitarny.
G�ry zag�uszaj� sygna�. Jestem od-Pozostaje mi tylko czeka�. Mijaj� godziny. Jestem na granicy
ob��kania. Jak mog�em pope�ni� taki b��d!? Wody wezbra�y i nurt poci�gn�� �le zacumowany
ponton. Nie mog� znie�� swojej lekkomy�lno�ci. S�ysz� warkot silnika. To ��d�! Macham r�kami,
krzycz�. Motor�wka obiera kurs na m�j ob�z. Pijani Indianie nie mog� uwierzy�, �e natkn�li si�
w tej g�uszy na cz�owieka bez �rodka transportu. - Pom�cie! Czy widzieli�cie ��dk� z napisem
Lion? - Nie - odpowiada krzywi�c si� czarnow�osy Indianin. - P�yniemy w g�r� rzeki Du�ego
�ososia. B�dziemy tam polowa� na �osia. Za dziewi�� godzin b�dzie-my wraca� z powrotem,
zabierzemy ciebie - t�umaczy Indianin. - Tw�j ponton pop�yn�� na Alask� - dodaje jego kolega
popijaj�c w�dk�. Indianie wyjmuj� sztucer. Oddaj� kilka strza��w. - Uwa�aj na siebie. W Twoj�
stron� szed� du�y grizzly. Wyczu� Tw�j obiad - krzycz� oddalaj�c si�. Nie mog� uwierzy�, �e
dotrzymali s�owa i wr�cili. Okr��amy du��, zalesion� wysp�. Pontonu jak nie by�o, tak nie ma.
Nad ranem do akcji wkracza policja z Carmacks. Motor�wka przeczesuje ka�dy zakamarek rzeki.
Akcj� wspiera awionetka. Leci nad koronami drzew. Czasami, gdy co� spostrze�e, woduje. Ca�y
dzie� poszukiwa� nie przenosi efektu. Nocuj� u Boba Blurdona, w�a�ciciela stacji benzynowej.
Nad ranem przychodzi szeryf. - Masz du�e szcz�cie. Wczoraj traper Glenn znalaz� ponton
niedaleko wzniesienia Long Ben. Motor�wka wiezie mnie do mojej zguby.
Przystanek Alaska
Przekraczam 141. po�udnik stanowi�cy granic� mi�dzy Kanad� a Stanami
Zjednoczonymi. Nie ma tu �adnej kontroli paszportowej ani celnej. Gdy w 1867 r. Amerykanie
kupili Alask� od Rosji za 7,2 milion�w dolar�w, wzbudzi�o to ogromne oburzenie w ca�ych
Stanach. Uznano, �e rz�d zmarnowa� pieni�dze podatnik�w. Nikt nie przypuszcza�, �e wkr�tce
Alaska zas�ynie z nieprzeliczonej ilo�ci bogactw naturalnych, w�r�d nich z�ota. Alaska,
pi�ciokrotnie wi�ksza od Polski, nazywana jest przez ludzi Po�udnia ostatni� granic�. Indianie
m�wi� o Alasce wolna ziemia. Ulubiona kraina outsider�w z ca�ego �wiata, kt�rzy porzucili
�ycie w wielkich metropoliach, od 1959 r. jest czterdziestym dziewi�tym stanem Ameryki. W
Engle widz� ��d� Darline. Joe macha r�k�. Jego wsp�-towarzysze kupuj� �ywno�� na dalszy etap
wyprawy. Zachodz� do jedynego sklepu w wiosce. Opr�cz drogiej �ywno�ci, sklep oferuje
transport lotniczy do innych odci�tych od �wiata osad. Spostrzegam, �e ka�dy kupuj�cy ma za
pasem bro� jak w westernie. Park narodowy Charley. Przep�ywam ko�o g�r Oglive. M�j ponton jest
znacznie szybszy od dwutonowej Darline. Ben obserwuje dziewiczy brzeg. Mierz�cy 190
centymetr�w o wadze 100 kilogram�w, rozmiarze buta 49 wygl�dem przypomina prawdziwego trapera
z Alaski. Indianie o Benie m�wi� Big Men. Joe i Mathiu to bracia. S� mniejszej postury,
szczupli, �redniego wzrostu. Nosz� du�e kapelusze z szerokim rondem. Ca�a trojka dzi�ki
charakterystycznym brodom przypomina istniej�cy niegdy� zesp� ZZ Top. Dzisiaj najd�u�szy dzie�
w roku. Przez najbli�szy miesi�c b�d� bia�e noce. Dziennie robimy po pi��dziesi�t kilometr�w.
Postanawiamy, �e razem b�dziemy p�yn�� przez wielkie rozlewiska Jukonu. Rzeka na Alasce
przyjmuje kszta�t wij�cego si� w�a. Ben z Joe co godzin� zmieniaj� si� przy wios�ach. Ja
wios�uj� bez chwili wytchnienia. Licz� do pi��dziesi�ciu, p�niej minut� odpoczywam i znowu to
samo. Tak przez sze�� godzin do lunchu.
Labirynt Jukonu
W okolicach Fortu Jukon rzeka przypomina delt�. Wp�ywa na obszern� nizin�. Nie ma tu �adnego
punktu odniesienia - brak g�r, dooko�a p�aski teren. Ka�dy kana� p�ynie gdzie indziej.
Niekt�re ��cz� si� z ma�ymi rzekami. Trzeba dok�adnie ,"czyta�” wod�. Patrze� gdzie nurt
niesie najwi�cej mu�u, drewna, gdzie s� bystrza. Je�eli tego nie b�dziemy robi�, zgubimy si� w
labiryncie Jukonu. Bywa�y przypadki, �e nawet miejscowi traperzy szukali tygodniami g��wnego
koryta rzeki. Cz�sto bez rezultatu. Wyczerpani psychicznie tracili rozum. Niejeden nie
powr�ci� do domu. G.P.S pokazuje nasze po�o�enie. Wysoko�� sto osiemdziesi�t dziewi�� m n.p.m.
P�metek wyprawy, Fort Jukon - tysi�c pi��set pi��dziesi�t kilometr�w pokonanej rzeki. Przed
rozwalaj�c� si� szop� s�ysz� wycie psa. Mo�na si� tu dosta� tylko samolotem, �odzi� lub
skuterem �nie�nym, gdy rzeka skuta jest lodem. Kiedy na Alasce wybuch�a gor�czka z�ota, osada
sta�a si� wa�nym punktem prze�adunkowym dla handlarzy futer i poszukiwaczy z�ota. Dzisiaj
wioska liczy sze�ciuset mieszka�c�w. Mieszkaj� tu Indianie ze szczepu Atabask�w. W lecie �owi�
kr�lewskiego �ososia a zim� zak�adaj� sid�a na bobra i lisy. Poluj� te� na �osie i
nied�wiedzie. W miejscowo�ci Beaver �egnam si� z ch�opakami z Michigan. P�yn� pogr��ony w
samotno�ci. Klifowy brzeg nadaje rzece pos�pny wygl�d. Do Morza Beringa tysi�c czterysta
kilometr�w. Kr�gos�up boli od ci�gle tej samej pozycji. Dni zlewaj� si� w jedna ca�o��. Za
jedynym mostem, kt�ry wznosi si� nad Jukonem przy drodze Alaska Dalton Highway, robi� post�j.
Zn�w wios�uj� jak op�tany. Z dyktafonu odtwarzam utwo-ry Budki Suflera. Ws�uchuj� si� w s�owa:
,,dok�d bracie p�yniesz, dok�d gnasz”. Po o�miu godzinach przerwa na obiad. Baton z
herbatnikami, par� �yk�w gor�cej herbaty i znowu to samo. Nagle pociemnia�o. Z bezchmurnego
nieba z nieprawdopodobnym impetem run�y tony deszczu. Niebo przecinaj� pioruny. W ci�gu paru
minut na rzece powstaj� metrowe fale. W pontonie znalaz�o si� kilkana�cie litr�w wody.
Wios�uj� zawzi�cie. - Dalej, dalej! - krzycz�. Teraz wiem, dlaczego �o�nierze elitarnych
jednostek wspomagaj� siebie krzykiem. Wyzwalaj� w ten spos�b resztki schowanej gdzie� w
organizmie energii. Godzina 23.00, czterna�cie godzin wios�owania za mn�. Blisko sto
kilometr�w pokonanej dzisiaj rzeki. Rekord! Jestem tak zm�czony, �e wymiotuj� najlepszym
daniem liofilizowanym, gulaszem w sosie cytrynowym. Organizm po takim wysi�ku nie jest w
stanie nic prze�kn��. Popijam tylko mi�towe zio�a aby uzupe�ni� p�yny. W nocy z
przyzwyczajenia trzymam pi�� zamkni�t� tak, jak na wio�le. Nad ranem nie mog� jej otworzy�. Od
miejscowych Indian dostaj� w�dzonego �ososia. Przegryzam go w trakcie p�yni�cia. Znowu p�yn�
pod wiatr. Z wyspy po�o�onej na �rodku Jukonu wznosz� si� tumany piachu. Przypomina to burz�
piaskow�, tyle, �e dooko�a jest woda. Zatrzymuj� si�. Czekam a� wiatr "zdechnie”.
Pojedynek z rzek�
Po wp�yni�ciu do drugiej co do wielko�ci rzeki Alaski, Jukonu Tanana, Jukon zrobi� si� jeszcze
pot�niejszy. Wzd�u� g�r Korines od trzech dni panuj� warunki sztormowe. Dwumetrowe fale
pr�buj� po raz kolejny wywr�ci� ponton. Trzymam si� kurczowo prawej strony brzegu. Jestem
oddalony zaledwie pi�� metr�w od l�du a i tak nie czuj� si� bezpiecznie. Moja �upina ta�czy z
wiatrem. W pontonie pe�no wody. Odzie� z goretexu zacz�a przecieka�. Wiatr przeszywa mnie na
wylot. W uszach szum kot�uj�cej si� wody. Poci�gni�cia wios�ami wykonuj� ni-czym robot. Ca�y
czas staram si� utrzyma� tempo czterdziestu poci�gni�� na minut�. Czuj�, �e prawe wios�o
bardzo lu�no chodzi w jarzmie. Cholera, tylko nie to! Dulka p�k�a. Pi�ro wios�a r�wnie�.
Straci�em kontrol� nad pontonem. Wyjmuj� dobre wios�o z dulki. Macham paniczne raz po lewej,
raz po prawej stronie. Pr�buj� utrzyma� kurs dziobem do fal. Zdaj� sobie spraw�, �e w taki
spos�b nie wyjd� z tego �ywy. Do pontonu wlewa si� coraz wi�cej wody. Jak wyj�� zapasowe,
teleskopowe wios�o, kt�re jest pod workami z �ywno�ci�? Dziki wir rzeki okr�ca ponton.
Znalaz�em si� w najbardziej niebezpiecznej pozycji, praw� burt� do du�ych ba�wan�w. W ka�dej
chwili mog� mie� wywrotk�. Musz� znowu ustawi� ponton dziobem do fali. Wyrzucam niepotrzebne
rzeczy za burt�. Rzucona od rufy dryfkotwa nie pracuje w�a�ciwie - ponton ca�y czas ustawia
si� burt� do fal. Czuj� si� jak na rozszala�ym morzu. Woda styka si� z niebem. Widz� tylko
czubki o�nie�onych szczyt�w. Odleg�y l�d tonie we mgle. Walka trwa ju� drug� godzin�. Bo�e
pozw�l mi prze�y�! Nie poddam si�! Ujarzmi� ci� dzika rzeko! Zdaj� sobie spraw�, �e jednym
wios�em niczego nie zwojuj�. Wznawiam pr�b� wyj�cia wios�a spod work�w. Mam, mam! Teraz musz�
wyj�� kawa�ek dulki, kt�ry pozosta� w gnie�dzie jarzma. Nie mam pincety ani kombinerek.
Pr�buj� wyj�� plastik za pomoc� scyzoryka i no�a my�liwskiego. Zimny pot za-lewa czo�o. R�ce
mi si� trz�s�. Raptownie du�a fala przykrywa ponton. Nie uda�o si�. Pr�buj� ponownie. To ju�
sz�sta pr�ba. Zaciskam z�by. Jest! Wk�adam pospiesznie zapasowe wios�o wraz z now� dulk� do
uchwytu. Po czterech godzinach walki z rzek� mam drugie sprawne wios�o.
W delcie Jukonu
Rzeka straci�a nurt. Stoi w miejscu niczym wielkie jezioro. Indianie w Anvik
m�wili mi, �ebym trzyma� si� prawej strony. Po dw�ch dniach zorientowa�em si�, �e zamiast
p�yn�c w d�, p�yn� w g�r� rzeki - wp�yn��em do jakiej� odnogi. To jedna z tych �lepych uliczek
na Jukonie, kt�re prowadz� donik�d. Jestem zdezorientowany. Palec b��dzi po mapie, jak ja po
Jukonie. Zab��dzi�em. Wdrapuj� si� na drzewo aby zorientowa� si�, gdzie s� g�ry, m�j punkt
orientacyjny. Nic nie dostrzegam. Biegn� do zakr�tu na pobliskie wzniesienie. Mo�e tam zobacz�
rzek�? Niestety tylko ma�e zamulone koryto. Nie wracam. Holy Cross to ostatnia wioska
India�ska, p�niej zaczn� si� osady Eskimos�w. Miejscowy Indianin pomaga przetransportowa�
ponton do wioski. Na pak� Chevroleta wrzucam sw�j ekwipunek. Nagle s�ysz� ostre szurni�cie. O
kurwa! Prawa komora pontonu zosta�a rozpruta na dziesi�� centymetr�w. Powietrze syczy. - Nie
martw si�, naprawimy - poklepuje mnie po ramieniu Indianin. Uszkodzony ponton zostawiam ko�o
ko�cio�a. Jutro na spotkanie ze mn� przyleci polski misjonarz ks. Maciej Napieralski. Mo�e
razem naprawimy. Wieczorem z drugiej komory te� zesz�o powietrze. Nad ranem razem z ks.
Maciejem siedzimy w miejscowym warsztacie. Klej� ponton. Na drugi dzie� o �wicie sprawdzam.
Powietrze nie zesz�o. Mog� p�yn�� dalej. Ksi�dz Maciej dziwi si�, �e przemierzam Jukon bez
broni. - Na Alasce bro� odgrywa tak� sam� rol� jak pasy bezpiecze�stwa w samochodzie. Nie
wiadomo, kiedy mo�e uratowa� �ycie. Sam zawsze nosz� u pasa takiego samego colta, jakiego mia�
Clint Eastwood - dodaje. Znalaz�em si� w delcie Jukonu. Rzeka szeroka na cztery kilometry wraz
z pot�nymi bocznymi kana�ami powoli przestaje przypomina� rzek�. Czuj� bryz� od morza. Za sob�
mam wioski eskimoskie: Rosyjsk� Misj�, Marshal, Pilot Stadion. Obserwuj� niebo, mewy wracaj�
do l�du, zach�d s�o�-ca zachodzi za �awic� czarnych chmur. To nie jest dobra pro-gnoza pogody.
O czwartej nad ranem du�y przyp�yw wch�ania wysp�. W ostatniej chwili �api� cum� pontonu. Na
�niada-nie kostka czekolady. Kubek herbaty z sosnowych igie� pobudza krew. Wrzucam ca�y sw�j
dobytek do ��dki. Za par� chwil nie b�dzie ju� tej wyspy. Siedz�c w pontonie czekam na �wit.
Sprawdzam kamizelk�. Poprawiam oringi, dryfkotw�. Mimo, �e wiatr od morza rozko�ysa� rzek�,
przep�ywam na drug� stron�. Czterokilometrowa szeroko�� Jukonu wydaje si� nie do pokonania.
Cofka od morza unosi ponton z dzik� furi�. Modl� si� tylko, �eby dulki nie p�k�y. Opuchni�te
d�onie zaciskam na wios�ach. Rzeka rzuca ostatnie wyzwanie. Wiatr s�abnie. Znalaz�em si� po
zawietrznej. Widz� w oddali motor�wk�, kt�ra wyp�yn�a z prawego, bocznego kana�u niczym
go��bica i chce mi wskaza� drog�.
- Tak, to Emmonak! - Rybacy mijaj�c mnie machaj� r�kami. Rado�� wprowadza mnie w stan
odr�twienia. Powiod�o si�! Po siedemdziesi�ciu sze�ciu dniach �eglugi Jukonem, przep�yni�ciu
trzech tysi�cy stu kilometr�w znalaz�em si� w ostatnim porcie nad wielka rzek�. Dalej ju�
tylko Morze Beringa. Jeszcze par� dni temu przyrzeka�em: Nigdy wi�cej rzeki, nigdy wi�cej
samotnej wyprawy. Obawiam si�, �e s�owa nie do-trzymam, gdy� zn�w budzi si� we krwi dziki
zew.
Tekst i zdj�cia: Marcin Gienieczko
|